Wrzesień to miesiąc wielkich emocji także z powodu powrotu naszych dzieci do szkoły. Jako rodzice mierzymy się z dużymi jednorazowymi wydatkami związanymi z wyprawką szkolną, zmianą garderoby naszych dzieci na jesienną i nową organizacją życia rodziny. Natomiast dla dzieci to żal i tęsknota za wakacjami i wizja ciężkiej oraz wielomiesięcznej pracy. Jak się z tym zmierzyć nie tylko pod kątem finansów?
Powrót do szkoły naszych dzieci wiąże się naprawdę ze sporymi kosztami, które należy pokryć na początku roku szkolnego, ale także każdego kolejnego miesiąca. Mowa o wyprawce szkolnej, na którą składa się zakup książek, materiałów pomocniczych, zeszytów, obuwia szkolnego, czasami nowego plecaka, nowych jesiennych ubrań i innych potrzebnych rzeczy. Z tegorocznych badań Deloitte wynika, że w przypadku rodzin z jednym dzieckiem na wyprawkę przeznaczymy średnio 1388 zł, z dwojgiem 1898 zł, a z trojgiem aż 2742 zł. Nie ma co ukrywać, są to bardzo wysokie kwoty, nawet jak na rodzinę, w której pracują i dobrze zarabiają oboje rodzice.
Rządowy program 300+ pokryje około 20% tych jednorazowych kosztów. Skąd wziąć zatem resztę? Głównym źródłem jest oczywiście budżet domowy, w którym w sierpniu i we wrześniu musi się znaleźć brakujące 80%. W sytuacji gdy w wakacje mamy jeszcze letnie wydatki, zwykle jest to dość trudne dla większości rodzin. Mimo to uważajmy i uodpornijmy się na reklamy z szybkimi pożyczkami, które mogą doraźnie rozwiązać problem. Pamiętajmy jednak, że pożyczki na konsumpcję kosztują najwięcej i drastycznie obniżają naszą zdolność kredytową, kiedy jest potrzebna.
Budżet domowy powinien zdecydowanie pomieścić koszty związane z powrotem dzieci do szkoły. Wystarczy odpowiednie bieżące zarządzanie, trzymanie się pewnej dyscypliny wydatkowej i ̶ jak w tym przypadku ̶ przewidywanie większych wydatków. Oczywiście, jeśli zostawimy problem na ostatni dzwonek, może być trudno, ale nie ma wyjścia, trzeba sobie z tym poradzić. Wtedy uruchamiamy innowacyjne myślenie: można odkupić używane podręczniki, odłożyć lub rozłożyć w czasie większe zakupy ubraniowe i poczekać na jesienne wyprzedaże lub skorzystać z drugiego obiegu rzeczy używanych.
Powrót do szkoły dzieci to także większe comiesięczne wydatki: wyżywienie, transport, zajęcia dodatkowe, a niejednokrotnie dodatkowe czesne. Im więcej dzieci w rodzinie, tym oczywiście budżet na edukację rośnie i zabiera nam środki na inne codzienne potrzeby lub zachcianki. Jak zawsze w takiej sytuacji proponuję podział budżetu domowego na mniejsze części i następnie trzymanie się ustalonych miesięcznych kwot na poszczególne cele.
W moim przypadku doskonale sprawdza się podział przychodów na sześć mniejszych budżetów, z których należy wygospodarować część właśnie na koszty edukacji naszych dzieci. Ten budżet nazywamy „Edukacja” i co miesiąc przeznaczamy na niego 10% tego, co wspólnie zarabiamy. Z tego budżetu pokrywamy czesne, dodatkowe zajęcia edukacyjne, wyprawkę szkolną i inne wydatki związane z edukacją dzieci i nas samych. Koszty związane z transportem dzieci do szkoły i ich wyżywienia pokrywamy z największego budżetu, nazywanego w mojej rodzinie „Życiem” (55% miesięcznych przychodów rodziny). Oczywiście mogę sama gotować dzieciom obiady do szkoły i w ten sposób zmniejszać koszty. Wszystko zależy od naszych możliwości finansowych i ̶ co ważniejsze ̶ od możliwości poszczególnych budżetów.
Na pozostałe mniejsze budżety składają się „Inwestycje” (10%), czyli pieniądze potrzebne do budowy aktywów i majątku rodziny, „Duże wydatki” (10%) na większe zakupy, jak nowe meble czy wycieczka wakacyjna, oraz „Przyjemności” (10%) na wszystko, czego pragniesz lub potrzebujesz, a co nie mieści się w budżetach „Życie” ani „Dobroczynność” (5%) na finansową pomoc innym.
Z własnego doświadczenia wiem, że bez względu na to, ile zarabiamy, taki podział sprawdza się doskonale i pieniędzy na wszystko wystarcza. Jeśli uważasz, że dla ciebie będą lepsze inne proporcje, zmodyfikuj je. Zostań jednak przy koncepcji budżetowania przychodów i kosztów na początku miesiąca, a jestem pewna, że z finansowego punktu widzenia powrót dzieci do szkoły nie będzie aż tak bolesny.