Własne mieszkanie czy dom to nie tylko komfort, ale też inwestycja na przyszłość. Ale jak podejść do tak ważnego zadania, aby nie nadszarpnąć ponad możliwości domowego budżetu?
Niewielu z nas może pozwolić sobie na kupno mieszkania czy domu za gotówkę. Nie każdy może też liczyć na spadek w postaci nieruchomości. Jak zatem zaspokoić tę ważną życiową potrzebę? Oczywiście, większość z nas zapożycza się w bankach, a wartość kredytów hipotecznych (a więc pod zastaw kupowanego lokalu mieszkalnego) z roku na rok rośnie. Co zrobić, aby wybrać najlepszy sposób? Najpierw warto odnaleźć się w świecie rynku nieruchomości i poznać jego niuanse.
Czym jest ten rynek?
Generalnie rzecz ujmując - rynek nieruchomości mieszkalnych - można podzielić na pierwotny oraz wtórny. Pierwszy obejmuje te lokale, które jako nowe sprzedawane są przez samego inwestora (a więc przez podmiot, który buduje nieruchomość). Drugi zaś to nic innego jak obrót nieruchomościami między aktualnymi ich właścicielami a nabywcami (sprzedawcą może być zarówno faktyczny właściciel albo biuro obrotu nieruchomościami oferujące i dokonujące transakcji w jego imieniu). Z grubsza rzecz ujmując, kiedy decydujemy się na nabycie nowego mieszkania - niekiedy dopiero mającego powstać w ramach jakiejś większej inwestycji - drugą stroną będzie z reguły wspólnota czy spółdzielnia mieszkaniowa bądź też firma deweloperska - a więc taka, która profesjonalnie zajmuje się tym segmentem rynku; nabywa grunty, sporządza dokumentację, zdobywa niezbędne decyzje i zgody, a następnie prowadzi inwestycję aż do odbioru budowy i sprzedaje tak powstałe lokale mieszkaniowe (jak również towarzyszące im lokalne handlowo-usługowe czy też np. garaże).
O ile w Polsce gros inwestycji mieszkaniowych, zwłaszcza w dużych miastach, należy do dużych deweloperów, to sytuacja na rynkach zachodnioeuropejskich bywa zróżnicowana. W niektórych krajach, zwłaszcza w Skandynawii, rolę tę przejęły samorządy i wspólnoty komunalne. To w ich rękach jako właścicielach znajduje się większość mieszkań, które wcale nie są sprzedawane, lecz wynajmowane. Stąd też wielu mieszkańców tych krajów nie jest właścicielami mieszkań. Za wyjątkiem sytuacji, gdy młode generacje dziedziczą mieszkania czy większy majątek ziemski od swych przodków. W takich okolicznościach to samorządy i inne publiczne podmioty mogą w większym stopniu wpływać na ceny na rynku nieruchomości (zarówno sprzedaży jak i najmu). Inne są też warunki otrzymania kredytu na zakup nieruchomości - bywają one znacznie niżej oprocentowane niż np. w Polsce (mniejszy popyt oznacza ograniczoną podaż - a więc i niższe ceny). Wróćmy jedna na krajowy rynek.
W Polsce lepiej czy gorzej?
Dynamika wzrostów zarówno wolumenu sprzedaży, jak i cen, należy do najwyższych w Europie. Według indeksu Cen Domów (House Price Index), w ciągu roku ceny mieszkań w Polsce wzrosły o ponad 8 procent. Szybsze tempo odnotowano tylko na Słowacji i Łotwie, w Czechach i Holandii. Na rynku pierwotnym ceny mieszkania wzrosły rok do roku o 6,7 proc., a na rynku wtórnym - o 9,4 proc. (dane Eurostatu z października 2019 r.).
Wielu ekspertów tak szybkie tempo wzrostów postrzega jako niebezpieczeństwo. Istnieje bowiem ryzyko, że mamy do czynienia z bańką, która wcześniej czy później pęknie. Okazać się może, że faktyczne ceny nieruchomości są znacznie niższe niż wskazywałby rynek. Z drugiej strony - sam rynek nie reaguje nerwowo, wręcz przeciwnie. Może więc jednak warto kupować? Nawet na kredyt. Bo o nabyciu nieruchomości warto myśleć zarówno w kontekście własnej wygody, jak i inwestycji. Mieszkanie można zawsze spieniężyć, obdarować nim najbliższych albo też traktować jako źródło regularnych przychodów - z najmu.
Eksperci, którzy ze spokojem podchodzą do sytuacji na rynku, przekonują, że obecne ceny mieszkań są od kilku do kilkunastu procent niższe niż dziesięć lat temu. Przekonują też, że lokale w największych miastach w Polsce, z Warszawą na czele, to niezmiennie znakomita okazja inwestycyjna.
Kupić, ale jak?
Jak wspomnieliśmy, większość nieruchomości kupowanych przez nas prywatnie finansowana jest z kredytów hipotecznych. Niemniej, banki nie dość że udzielają już kredytów niemal wyłącznie w polskiej walucie, to nie są tak bardzo skłonne jak przed laty finansować całość inwestycji (a więc 100 bądź więcej procent wartości mieszkania czy domu). To zaś oznacza konieczność dysponowania wkładem własnym (np. 10 proc. wartości nieruchomości).
Innymi słowy - kupować na kredyt, owszem. Ale z własnymi oszczędnościami. Podchodźmy więc do takiego przedsięwzięcia jak do każdego poważnego zadania. Odłużmy własne środki, zacznijmy oszczędzać, aby z czasem wreszcie zdecydować się na kupno. Zyskując własny kąt, zrezygnujmy z niektórych dotychczasowych przyjemności. Zwłaszcza jeśli wiązały się z niemałymi wydatkami. To dobry początek, aby odłożyć na mieszkania niezbędny wkład własny.
Zapamiętaj, że: możesz mieszkanie kupić od dewelopera albo też - na rynku wtórnym - od osoby prywatnej. Decydując się na kredyt mieszkaniowy, musisz pamiętać o wkładzie własnym, a więc oszczędnościach wielkości ułamka wartości kupowanego lokalu.