Z wydatkami jest taka dziwna sprawa, że one wyczuwają, ile masz pieniędzy w portfelu.
Z wydatkami jest taka dziwna sprawa, że one wyczuwają, ile masz pieniędzy w portfelu. I jakimś dziwnym trafem tyle pieniędzy, ile wchodzi, tyle wychodzi. Wiele lat zastanawiałam się nad tym z mężem, jak to się dzieje? Przecież z czasem zarabiamy więcej, więc powinniśmy więcej odłożyć, więcej przeznaczyć na inwestycje. A niestety często kończy się tak, że tyle, ile zarabiamy, to tyle w konsekwencji wydajemy.
Jak się przekonałam, nie tylko mnie to nurtowało. Trafiłam na coś takiego jak drugie prawo Parkinsona, które mówi, że wydatki rosną wprost proporcjonalnie do dochodów. Nie odmawiam podnoszenia standardu życia, ale uważam, że należy to zrobić z głową. Zbyt drogi dom, mieszkanie czy samochód ograniczają, stają się właśnie złotą klatką. Jesteś uwiązany dużym kredytem na dom, którego ani nie sprzedasz z zyskiem, ani nie wynajmiesz. Czy do tego powinno dojść?
Drugie prawo Parkinsona mówi, że wydatki rosną wprost proporcjonalnie do dochodów. Tak się dzieje, jeśli działasz nieświadomie. Gdy przejmiesz kontrolę nad sobą i swoimi pieniędzmi, możesz temu przeciwdziałać. A wszystko po to, aby odzyskać gotówkę, która może zacząć dla Ciebie pracować. Dobrze czy dobrze?
Zaczyna się niewinnie... a kończy różnie. Moja historia z nadmiernymi wydatkami zaczęła się na poważnie, gdy wyjechałam z rodzinnego domu na studia do duuuużego miasta, w którym czekał już na mnie chłopak, czyli najdroższa pokusa. Ja niewinna, skromna, nagle w wielkim mieście, które wcześniej znałam tylko z telewizji. Studia, nauka – wiadomo, ale też miłość i wielkomiejski dobrobyt wkoło. No i właśnie... zaczęło się niewinnie, a potem okazało się, że mam w kieszeni kartę kredytową i limit w koncie oraz przeświadczenie, że: „Żyje się tylko raz, a co tam, szalejemy! Później będziemy się martwić”.

Łatwo się domyślić, że moje koszty przerosły przychody. Żeby było jasne, reagowałam na brak funduszy. Poszłam szybko na praktyki, a potem do pracy. Tyle że zamiast budować swój majątek w tak młodym wieku, zaczęłam dorosłe życie od spłacania długów. Oczywiście te lekcje dużo mnie nauczyły. Ale myślę, że taniej byłoby zdobyć tę samą wiedzę z innego źródła, byłoby mniej chociaż o góry odsetek. Zatem warto wziąć odpowiedzialność za swoje wydatki. Potrzeba do tego wyłącznie samodyscypliny i działania.
Musisz wiedzieć, ile wydajesz pieniędzy
- Usiądź do stołu, weź kalkulator, kartkę papieru albo komputer i zacznij ewidencjonować swoje wydatki. Zacznij od tych z bieżącego miesiąca.
- Spisuj każdego dnia lub raz na tydzień wszystkie wydatki w podziale na koszty utrzymania i pozostałe. Dzięki temu dowiesz się, ile w ogóle wydajesz, ile potrzebujesz na życie, ile wydajesz na poszczególne sfery swojego życia.
- Swoją małą księgowość możesz prowadzić w dowolny, najwygodniejszy dla siebie sposób. Najważniejsze, żebyś to robił systematycznie. Oznacza to, że na koniec każdego dnia wyjmujesz ze swojego portfela wszystkie paragony i wyciągasz ze skrzynki pocztowej rachunki i faktury. Twoja połówka robi to samo. Spędzasz godzinę wieczorem na spisaniu poniesionych wydatków w comiesięczne zestawienie w podziale na wyżej wymienione kategorie. Przyjrzyj się zestawieniom, wyciągnij wnioski.
Pracuj na liczbach, zaprzyjaźnij się z nimi. Liczby nie kłamią. Pomogą Ci wyjść na prostą!